czwartek, 26 listopada 2015

Fan Fiction #1-Powrót do przeszłości

Był dość zimny, styczniowy poranek. W ściany pałacu w Bursie, co i rusz uderzały podmuchy wiatru, swoją głośnością przyprawiając mnie o lekki ból głowy. Śnieg padał tak gęsto, że nie sposób było dojrzeć cokolwiek w promieniu kilku metrów. Gdzieś w oddali, majaczyły ciemne kształty drzew, okrytych szronem oraz kołderką białego puchu. Tak więc, nie widziałem zbyt wiele, stojąc przy poręczy mego tarasu. Sporo czasu spędziłem na przyglądaniu się maleńkim śnieżynkom, opadającym na mą siwą brodę.
-Co za dziwy.. Są ich tysiące, lecz dwóch identycznych znaleźć nie zdołasz-stwierdziłem, mówiąc sam do siebie. Moje myśli zaprzątał Mustafa, podobało mi się z jaką wprawą rządzi. Ludzie, janczarzy, wszyscy go uwielbiali. Rzeczywiście, rządy młodego sułtana były jednymi z najlepszych, jakie widziało imperium. Nie czułem tamtego dnia zazdrości, lecz dumę. Mój pierworodny syn, okazał się wspaniałym, godnym mnie władcą. Pomyślałem sobie wtedy:
-Sułtanie, nadszedł już czas.
Minęły już dwa lata, odkąd, w tajemnicy przed wszystkimi, opuściłem pałac Topkapi. Pamiętam, jakby to było wczoraj... Księżyc w nowiu nie oświetlał swymi promieniami nawet fragmentu mej komaty, żadna z gwiazd nie była widoczna na nieboskłonie. Ogarniał mnie dziwny spokój, pomimo tajemniczej aury, roztaczającej się wokoło, nie zastanawiałem się nad jej przyczyną. Misterny plan, układany już od dłuższego czasu, nabrał dla mnie sensu. Z każdym dniem coś utwierdzało mnie w przekonaniu, że ta decyzja będzie najlepszą, jaką w obecnej sytuacji mógłbym podjąć. Po konsultacji z szambelanem, opuściłem Topkapi, pod osłoną nocy. Na szczęście, udało mi się zbiec niezauważonym, w asyście najwierniejszych janczarów. Dzięki nim, cała moja rodzina, przyjaciele oraz naród, dali się przekonać, iż zakończyłem już swój żywot. Ja jednak, ukryłem się tutaj, w Bursie, niezdolny do dalszego rządzenia. Starość nie pozostawiała mi złudzeń, nawet władca świata nie jest w stanie zatrzymać upływającego czasu.  Co było moim celem? Otóż, zawsze dbałem o dobro mojego ludu, chciałem więc zostawić go w dobrych rękach. Musiałem się przekonać, czy najstarszy z mych synów podoła temu zadaniu. Właśnie z tego powodu, podjąłem się zrealizowania tak szalonego pomysłu, jakim była sama ucieczka.
Lata mijały, a ja wciąż nie znalazłem żadnej wady nowego sułtana, Właśnie stojąc na tarasie i wypatrując nie wiadomo czego w oddali, stwierdziłem, że to odpowiedni czas na powrót. Powoli odwróciłem się w stronę drzwi, aż w końcu zdecydowałem się wejść do komnaty. Po raz ostatni rozejrzałem się po niej, podziwiając wnętrze. Na podłodze rozciągał się wspaniały dywan, przywieziony prosto z Persji, ściany pokryte były obrazami. Delikatnie dotknąłem dłonią swego tronu, jakby badając jego fakturę, po czym zabrałem z niego miecz. Zastukałem lekko w drzwi, słudzy natychmiast je otworzyli, umożliwiając mi przejście. Swoje kroki skierowałem w kierunku wyjścia z pałacu, znajdującego się w niższej kondygnacji budynku. Każdy stopień pokonywałem z niemałym zdziwieniem, dopiero wtedy uświadamiając sobie, jak wiele ominęło mnie przez te lata. Po chwili, gdy znów poczułem na swojej skórze lodowate igiełki, uśmiechnąłem się pod wąsem.
-Wracasz do domu, Sulejmanie-myślałem. Rzeczywiście tak było, wracałem. Cóż innego mógłbym robić? Pragnąłem w końcu zobaczyć żonę, a także synów, dzielnych i mężnych książąt. Prawdę mówiąc, w Stambule pozostawiłem wiele osób, które kochałem. Z każdym zrobionym przeze mnie krokiem rosła we mnie tęsknota za nimi i chęć ponownego spotkania. Chwilę później, jak w dniu wyjazdu, ogarnęły mnie dziwny spokój i zadowolenie.. Czułem, że wszystkie podjęte przeze mnie decyzje, były mądre. Dumnie wyprostowany, wszedłem do stajni, nakazując koniuszemu, by przygotował wszystko do długiej drogi.
Po jakimś czasie, dosiadłem mego karego wierzchowca. Janczarzy poszli za moim przykładem, toteż w krótce ruszyliśmy. Zaczęliśmy spokojnym kłusem, lecz już po chwili  pędziliśmy na przeciw wiatrowi, smagani jego podmuchami niczym biczem. Droga nie była łatwa, zwłaszcza, że śnieg nie pozwalał na wiele. Wszędzie wokół nas rozlegał się tętent kopyt, uderzających o ziemię, skutą lodem. Dawno nie jeździłem konno, z wiekiem stawało się to dla mnie coraz trudniejsze. Oczy już nie te same, nie widziały tyle, co dawniej, ręce nie potrafiły tak sprawnie trzymać lejc. Szybko rozbolały mnie plecy, co odebrało mi część przyjemności. Podczas jazdy przez las, kilkakrotnie musieliśmy się zatrzymywać. Siadałem wtedy na najbliższym pniu, starając się złapać oddech. Często myślałem nad tym, czy moment, w którym nie będę w stanie nawet napiąć łuku, już nie nadszedł. Dawne czasy nie wrócą, nie ma już młodego Sulejmana, odzianego w srebrną zbroję.
Po wielu godzinach drogi, ujrzeliśmy wreszcie w oddali światła pałacu. Tak oto, rozpoczął się nowy okres mojego życia. Wracałem do domu, gdzie już nic nie miało być takie, jak przedtem. Nie planowałem powrotu na tron, byłem już na to za stary, zbyt zmęczony. Gdy tylko zsiadłem z konia, narzuciłem płaszcz z brązowym kapturem, ten sam, który dawniej wkładałem, wychodząc po kryjomu na targ, i wyruszyłem na spotkanie z synem. Wszystkie napotkane prze mnie osoby, albo mnie nie poznawały, albo otwierały szeroko oczy ze zdumienia. Nie jeden szczypał swe ramię, by przekonać się, że nie śni. Do moich uszu dochodziły ciche szepty, głosy niedowierzania, nikt jednak nie spróbował zapytać czy jestem tym, za którego mnie uważają. Żaden z agów nie zastąpił mi drogi.
Do pokonania został mi już tylko jeden korytarz, gdy nagle usłyszałem kroki, a następnie dostrzegłem znajomą sylwetkę, oświetloną zza pleców księżycowym blaskiem. Kiedy rozpoznałem w niej ukochaną siostrę, mą twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. Bacznie przyjrzałem się kobiecie, starając się jednak, by tego nie zauważyła. Jej włosy sporo urosły, wciąż tak samo piękne, brązowe. Teraz jednak mogłem dostrzec w nich srebrne nitki, oznakę upływającego czasu. Oczy nie straciły dawnego blasku, spoglądały na mnie z widocznym zdziwieniem. Podszedłem i bez zastanowienia ją przytuliłem.
-Hatice, siostro..-powiedziałem, głosem przyciszonym ze wzruszenia.
-Su..-nie wypowiedziała do końca mego imienia, była zbyt zszokowana. Po dłuższej chwili wypuściłem kobietę z objęć i spojrzałem w jej oczy, starając się opanować ogarniający mnie smutek. Pamiętałem ją jako małą dziewczynkę, którą była za czasów Manisy. Wtedy również tak na mnie patrzyła, mówiła, tym samym głosem. Zawsze troszczyliśmy się o siebie nawzajem, była moją ukochaną siostrą.
Nigdy nie wątpiłem w jej uczucia, co do mnie. Jednak teraz, zacząłem się zastanawiać czy nie popełniłem błędu, wracając tutaj. Hatice była najbardziej wrażliwa z nas wszystkich, skoro więc raz pogodziła się z moją śmiercią, czy narażanie jej na ponowny smutek miało sens?
-Sulejman-powiedziała w końcu-jak... Jak to możliwe? Ty nie żyjesz.
-Siostro, ja nie umarłem. Przez cały ten czas, mieszkałem w pałacu, w Bursie-odparłem. Po chwili znów ją objąłem, tym razem, już nie puszczając. Nie widzieliśmy się dwa lata, które teraz, wydawały mi się wiecznością. Znów czułem piękną woń róż, która zawsze roztaczała się wokół Hatice. Tak właśnie chciałem ją zapamiętać. Silna, piękna kobieta, o różanym zapachu.
-Jestem już stary, nie potrafię rządzić tak, jak kiedyś. Jak wiesz, często zdarzało mi się zaniemóc, a przecież państwo potrzebuje silnego władcy. Dopóki miałem na to siły, chciałem upewnić się, że zostawiam mój lud w dobrych rękach. Mustafa nie zawiódł moich nadziei, teraz to widzę-mocno ją do siebie przytulałem, nie chciałem puścić. Oprócz żony, była dla mnie drugą, najważniejszą kobietą. Zastanawiałem się, jak mają się jej dzieci oraz mąż-mój najlepszy przyjaciel, Ibrahim.
-Powiedz, jak ma się nasza rodzina-zapytałem siostrę, kiedy już udało mi się opanować wzruszenie.
-Sulejman?!-Hatice nie zdążyła mi odpowiedzieć, odsunąłem się od niej i  powoli odwróciłem głowę. Znałem ten głos, choć od bardzo dawna już go nie słyszałem. jego włąściciel stał teraz przede mną, cały i zdrowy. Tak samo, jak u siostry, w jego włosach dostrzegłem kilka srebrnych pasm. Wokół oczu Ibrahima utworzyły się delikatne zmarszczki, których, kiedy widzieliśmy się po raz ostatni, jeszcze tam nie było. To był ten sam człowiek, z którym niegdyś podziwiałem potęgę Aleksandra Wielkiego. Ten, który wdawał się ze mną w liczne dyskusje, na niezliczoną ilość tematów. Ten sam, któremu oddałem mą siostrę za żonę. Rozchyliłem lekko wargi, nie zwracając nawet uwagi na to, że mówił do mnie po imieniu.
-Pargali, przyjacielu-kiedy zorientowałem się, jak bardzo mi go brakowało, moje oczy lekko się zaszkliły. Przez cały ten czas, spędzony z dala od bliskich, zacząłem bardziej ich doceniać. Zrobiłem kilka niepewnych kroków w jego stronę, po czym poklepałem go po ramieniu, z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Jak twoje zdrowie-zapytałem, lekko drżącym głosem. Patrzyłem prosto w jego oczy, starając się wyczytać z nich emocje, jakie w tej chwili odczuwał wielki wezyr. W tym momencie, zapragnąłem jeszcze raz wyruszyć na wojnę u jego boku, wspólnie pokonywać niewiernych. Poszerzać granice naszego państwa tak, jak zawsze o tym marzyliśmy. Nie odpowiedział mi, lecz tylko przytulił. Po dłuższej chwili po jego policzku zaczęła spływać mała łza, którą zawstydzony otarł. Kiedy to zauważyłem, chciałem coś powiedzieć, ale słowa uwięzły mi w krtani. Rozumiałem, dlaczego tak się dzieje-przez ostatnie dwa lata, nie widziałem Ibrahima. Nie wiedziałem teraz, jak z nim rozmawiać, jakich słów użyć. Wszystko w nim, było takie znajome, przypominało mi dawnego Sulejmana, który dzielnie kroczył przed siebie. Ja sam, dostrzegałem w nim małego chłopca z Pargi, który, w wieku lat dwunastu, został moim sokolnikiem. Ile już gier w Matraka, pojedynków na miecze, czy też wieczorów, spędzonych na słuchaniu dźwięku jego skrzypiec, przeżyliśmy? Ile razy będzie mi jeszcze dane słuchać ballad, wyśpiewanych przez jego smyczek? Jedno było pewne, uwielbiałem wsłuchiwać się w historie, które opowiadał mi za pomocą muzyki.
 Wiele z nich, mówiło o jego utraconym dzieciństwie, zaprzepaszczonej młodości. Wtedy, skłaniałem się ku głębszym refleksjom. Ile to już razy uratował mi życie, często sam odnosząc przy tym rany? Odpowiedź brzmiała: wiele. Ja jednak, nawet będąc władcą świata, tego jednej nie mogłem mu dać. Czasu, nie da się cofnąć, nie potrafiłem przywrócić mu rodziny, dawnego szczęścia. Największym darem, jaki mogłem mu ofiarować w podzięce, było własne życie. To jednak, było za mało. Za mało, by wynagrodzić mu dawne krzywdy. Czy istniała jakaś siła, zdolna zniszczyć nasze braterskie stosunki? Wtedy jeszcze tego nie wiedziałem. Ogarnęło mnie ogromne wzruszenie.
-Pargali...-Moje usta powiedziały to prawie bezgłośnie, natychmiast odwzajemniłem uścisk. Mojej uwadze całkowicie umknęła, przyglądająca się nam Hatice. Poklepałem plecy przyjaciela, zastanawiając się, co takiego mam powiedzieć. Po chwili, znalazłem odpowiednie słowa. Na mojej twarzy, zagościł lekki uśmiech:
-Jeszcze wiele wojen przed nami.
-Panie, tak się cieszę. Powiedz, jak to się stało? Powiedziano nam, że nie żyjesz-wtedy po raz kolejny opowiedziałem swoją historię, uzupełniając ją niekiedy drobnymi szczegółami. Widziałem, jak z każdą chwilą Ibrahim coraz bardziej się uspokajał, a na jego twarzy znów pojawił się uśmiech.
-Nie miałeś powodu do obaw, Mustafa poradził sobie fenomenalnie. Powiedz, nie zamierzasz już nigdzie wyjeżdżać, prawda?
Kiedy te słowa dotarły do moich uszu, powoli pokręciłem głową. Z uwagą przyglądałem się Ibrahimowi, który, pomimo nieubłaganego upływu lat, wciąż tryskał radością. Mój przyjaciel zawsze roztaczał wokół siebie aurę szczęścia i zadowolenia z życia, co i mnie się udzielało. Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, dlaczego z setek tycięcy żołnierzy, wybrałem właśnie jego. Wiedziałem jednak, że był to dobry wybór. Pargali był nieustraszonym wojownikiem, świetnym strategiem, a do tego, kochającym mężem mojej siostry. Byłem z tego powodu bardzo zadowolony.
-Nie, nigdzie nie wyjadę. Opowiadajcie, jak Wam się wiedzie. Powiedzcie, co u mej żony, u Waszych dzieci. Chcę wiedzieć wszystko-powiedziałem do ich obojga, po czym razem z Ibrahimem zbliżyłem się do Hatice. Moja dłoń znalazła się na jej plecach, a ja znów mogłem wdychać zapach róż. Posłałem siostrze i przyjacielowi ciepły uśmiech, tym samym zachęcając ich do mówienia. Bardzo interesowały mnie losy naszych najbliższych, których nie widziałem, już tak długo. Pragnąłem dowiedzieć się wszystkiego, postarać się zrozumieć obecną sytuację. Wpatrywałem się w nich, oczekując jakiejś reakcji. Wtedy, przez głowę, przemknęła mi straszna myśl. A co, jeśli któremuś z członków rodziny coś się stało? Nie, musiałem wyrzucić tę myśl z pamięci. Z resztą, moje domysły na pewno były mylne, to niemożliwe. Po chwili przyjaciel wyjaśnił mi, że z moją rodziną wszystko w porządku, delikatnie się uśmiechnąłem. Spojrzałem na Hatice, która najwyraźniej chciała coś powiedzieć.
-Bracie, czy nie powinieneś pójść teraz do Mustafy? Z pewnością bardzo chciałby dowiedzieć się o twoim przybyciu, jak najprędzej-miała rację, całkiem o tym zapomniałem. Szybko się z nimi pożegnałem, obiecując rychłą wizytę w ich pałacu, po czym znów skierowałem swoje kroki w stronę komnaty syna.
Po drodze wyglądałem przez okna, czasem opuszkami palców dotykałem starych murów. Przypominało mi się dzieciństwo, czasy, kiedy te korytarze wypełniał mój śmiech. Gdzieś za rogiem mignęła mi postać matki, prowadzącej małego księcia Sulejmana na spotkanie z ojcem. Wydawało mi się, jakby zza najbliższych drzwi miał za chwilę wyjść sułtan Selim i powitać mnie w domu. Jednak to złudne wrażenie szybko zniknęło, a ja znów zostałem sam w pałacu, wydającym mi się w tej chwili opustoszałym. Szybo pokonałem ostatnie metry i dostrzegłem, odzianych w czerwień, strażników. Zszokowani ukłonili mi się i bez słowa otworzyli wrota do komnaty, która niegdyś należała do mnie. Przekroczyłem próg, po czym stanąłem jak wbity w ziemię. Wszystko tam, wyglądało identycznie, jak dwa lata temu, kiedy opuściłem pałac. Odniosłem wrażenie, jakby żaden mebel nie został przesunięty, nawet o milimetr. Komnata była pusta, co bardzo mnie zdziwiło, gdyż spodziewałem się zastać tam syna. Po chwili dostrzegłem jakiś cień na tarasie i już wiedziałem, gdzie znajduje się mój potomek. Powoli podszedłem do zasłaniającego wejście materiału i odsunąłem go. Małymi kroczkami zbliżałem się do syna. Mój pierworodny stał do mnie tyłem, wpatrzony w Bosfor i miasto, znajdujące się niedaleko. Na chwilę się zatrzymałem, po czym rozejrzałem się wokoło. To miejsce zdawało się być wyjątkowym, jakby stworzonym do obserwowania zasypiającego Stambułu, czy też budzącego się rankiem do życia. Przy brzegu dostrzegłem wiele statków, pływających pod naszą banderą, lekko się uśmiechnąłem. Wtedy, mój syn się odwrócił i spojrzał na mnie, najpierw przerażonym, a później zdziwionym wzrokiem. Po chwili, na jego twarzy dostrzegłem wyraz niedowierzania i ogromnego szczęścia...

Wtedy głowa Zuzanny powoli opadła na dziennik, kobieta zasnęła płytkim snem. Od wielu dni się nie wysypiała, cały swój czas poświęcała studiowaniu najskrytszych zapisków sułtana Sulejmana, zwanego wspaniałym. Jakiś czas temu, podczas wykopalisk, natknęła się na jego notatnik. Nikt nie wiedział, jakim cudem się tam znalazł.. Jej celem, było rozwiązanie tej zagadki. Tym czasem, treść wciągnęła ją do tego stopnia, że nie umiała się od niego oderwać. Zawsze fascynowała ją historia władcy i jego rezygnacji z tronu, lecz nigdy nie rozumiała tego postanowienia. Dopiero po przeczytaniu jego dziennika, wszystko stało się dla niej jasne. Po krótkiej chwili sen nadszedł, w głowie młodej pani archeolog, pojawiły się interesujące obrazy. Wielka łąka, obok której wznosiły się mury niezidentyfikowanego pałacu, wypełniła się morzem ludzi. Jeden z nich wyróżniał się ubiorem i swym dostojnym wyglądem. Był to mężczyzna w podeszłym wieku z długą siwą brodą. Wydawało jej się, jakby patrzył prosto na nią. Nie myliła się, był to sułtan Sulejman.
-Jeszcze się spotkamy-powiedział cicho, lecz doszło to do jej uszu. Zuzanna uśmiechnęła się przez sen. Wtedy, władca uniósł swój miecz...
KONIEC



1 komentarz:

  1. Ludzie to jest GENIALNE! Sam pomysł jest świetny! Czy to jest miniaturka, czy będzie tego dalsza cześć? :) Naprawdę, świetna robota. Czekam na więcej ff :D
    Pozdrawiam, Ruciakowa :)

    PS u siebie na blogu tez kilka ff z Wspaniałego Stulecia wstawiłam :) ----> http://ruciakowe-miniaturki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń